I oto są, kolejne już Marki. Spotkanie było naprawdę pełne emocji. Po pierwsze, byli z nami absolwenci przedszkola. Czwórka naszych wspaniałych, kochanych dzieciaków… czas biegnie do przodu, bez litości. I tak do niedawna jeszcze nasze Kochane Malce, a tu już, nagle, niepostrzeżenie… dzieci na kolejnym piętrze edukacji. Spotkać się z Nimi to była wielka radocha. Po drugie, tak dużo Nas jeszcze nie było. I to kolejny powód do super radości, bo to oznacza napiszę nieskromnie, ale prawdziwie, że no musi się podobać, nie może być inaczej CIESZYMY SIĘ!!!
A zaczęło się niewinnie:
No powiedzmy, że niewinnie Wygłupy wygłupy i jeszcze raz wygłupy, to co na Markach lubimy najbardziej
“Ledwo przeżyłam”, dzieciaki nie dają za wygraną zbyt szybko
Z ciocią Justyną postanowiłyśmy, że tym razem zaplanujemy Marki nieco inaczej niż poprzednio.
Z uwagi na fakt, iż naprawdę było nas sporo,bo 14 - pobawimy się tak, żeby było zarazem bezpiecznie i wesoło. Nie mogliśmy wszyscy wykonywać zabaw jednocześnie jak to zwykle robimy, ponieważ łatwo w takiej sytuacji o jakieś nieszczęście. Kiedy ma się pod opieką czternastkę rozbrykanych, szalonych, żądnych przygód bohaterów należy zachować wszelkie środki ostrożności, kropka. Pisząc o nieszczęściu nie myślę tu oczywiście o niczym nadzwyczaj groźnym, ale różnie się zdarzyć może, kiedy wszyscy w euforii wpadają na siebie. Zatem kierowane zasadą “przezorny zawsze ubezpieczony” zadbałyśmy maksymalnie aby na sali był względny spokój przy jednoczesnym zaaranżowaniu zabawy tak, by każdy mógł poszaleć. No i dało się. Bardzo jesteśmy z tego zadowolone. Jak to wyglądało? Spójrzmy:
Zorganizowaliśmy się wszyscy w kręgu. Ponieważ to noc pod znakiem Indianina, każdemu zostało nadane nowe, indiańskie imię, przedstawione również graficznie. Imiona zapisane na kolorowych kartonikach rozlosowałyśmy i przypięłyśmy do koszulki każdemu dziecku. Reakcje jak na załączonym obrazku
Każdy młodziutki Indianin musiał zmierzyć się wykonaniem zadania, które sam sobie wylosował:
I oto przed tym dzielnym chłopcem pojawiła się ogromna próba wytrzymałości, śmieszna jak nie wiem co
Otóż… okazało się, że przez minutę miał kategoryczny zakaz śmiania się …
…z powodu łaskotania piórkiem Hart ducha pokonał łaskotki i nasz Indianin wygrał zadanie. Jego fortitudo nie załamało się, BRAWO
Czternaścioro dzieci to czternaście zagadek. Każde z nich miało szansę wylosować zadanie, przedstawić je na forum grupy - w sensie wykonać. To naprawdę niesamowita rzecz, kiedy nikt się nie wyłamuje z grupy, staje na środku i demonstruje jak umie swoje zadanie. Były owszem momenty, kiedy trzeba było zachęcić, wesprzeć, podpowiedzieć. Ale o kapitulacji mowy nie było
Tu chłopiec musiał zmierzyć się ze swoją równowagą. Zadanie polegało na przejściu po śladach. Warunkiem jego zaliczenia zaś przejście tak by nie wypaść z “trasy” zarówno przy małej jak i dużej odległości pomiędzy stopami.
Tak też było z pozostałą trzynastką. Czasem z pomocą cioć, czasem z dopingiem grupy każdy wykonał swoje zadanie. Nie ma nigdy przegranych, są jedynie wygrani. Zawsze.
“Głębia spojrzenia”
To moje ulubione zdjęcie z z tych Marków. Wymiana spojrzeń mówi sama za siebie, ale i tak pozwolę sobie na komentarz Zdjęcie wyraża dużo pozytywnych emocji, zaufania i ciepła. I to zdjęcie wysuwa się na pierwsze miejsce właśnie dlatego.
To już końcówka naszego wieczoru. Przed kolacją i pójściem spać trzeba było jeszcze solidnie wykrzyczeć indiański okrzyk
A tą drogę każdy już zna. Wspinamy się na piętro, co oznacza już tylko jedno: sen
A z rana, oczywiście po śniadaniu - to warunek konieczny – zostaliśmy poczęstowani owocowym cukierkiem. Ewunia przyniosła dla każdego, nie wypadało odmówić
Do zobaczenia, do następnego